poniedziałek, 7 marca 2011

O okrucieństwie ludzkim jeszcze słów kilka

       Nie bez powodu pojawił się ostatnio w moim blogu artykuł o ludzkim okrucieństwie wobec zwierząt i źródłach przyzwolenia społecznego na naganne zachowania ludzi w stosunku do nich. Mimo, iż w konkluzji artykuł ten wskazuje na zmiany zmierzające ku poprawie tej sytuacji, ileż dookoła nas w dalszym ciągu sytuacji dręczenia zwierzaków się rozgrywa! W ostatnim czasie o aktach tego rodzaju piszą wszelkie media: popularne reporterskie programy telewizyjne pobudzają wyobraźnię obrazem nękanych i udręczonych zwierząt, rozpisuje się na ten temat prasa. Przypomnę kilka ostatnich, które utkwiły mi w pamięci: wyrzucony z pijackiej imprezy przez okno szczeniak, za to, że jego jego zapach nie był odpowiedni..., ciągnięty za samochodem dla zabawy pies, aż do urwania łba..., pies skatowany za rzekome uduszenie kury, aż do utraty oka i całkowitego wycieńczenia organizmu..., mały kotek rzucany o ścianę przez małe dziecko ku uciesze jego starszego brata..., wreszcie w sposób wyrafinowany uśmiercony pies - towarzysz, poprzez rozjechanie przez rozpędzony elektrowóz... Jakaż niesamowita jest znieczulica ludzi, którzy w dodatku - dla dodania pikanterii zdarzeniom - umieszczają relacje z takich wydarzeń w internecie w sposób całkowicie świadomy, zachęcając innych do analizy procesu unicestwiania, czy odbierania życia! (Tak było w przypadku dwu ostatnio wymienionych sytuacji - filmy umieszczone zostały przez sprawców w internecie). Przeczucie podpowiada, że należałoby traktować takie zachowania jako przejawy szczególnego rodzaju dewiacji, a jednak, jak pokazuje praktyka, wymiar sprawiedliwości dopatruje się w większości tego rodzaju przypadków niskiej społecznej szkodliwości i albo odstępuje od wymierzenia kary sprawcom, albo kara orzeczona jest niewspółmiernie niska do rozmiaru okrucieństwa. 
       Nawiązując dalej do artykułu P. Frankiewicza, znamienny jest fakt, że przedstawiciele Kościoła nie reagują na przypadki znęcania się nad zwierzętami, nie nawołują do poprawy postaw swych parafian. A przecież okoliczności takie mają miejsce nie gdzie indziej, jak w konkretnych miejscowościach, bestialskich zachowań nie dopuszczają się ludzie bezimienni. Wspomniała mi niedawno sąsiadka (zadeklarowana miłośniczka pekińczyków:), iż oglądała program, w którym przedstawiciel Kościoła na zadane pytanie w omawianej kwestii nie umiał znaleźć odpowiedzi i wymijająco starał się przejść nad nim do porządku dziennego. Należy sobie przy tym zdawać sprawę, że dla większości społeczeństwa polskiego (przynajmniej tak wygląda statystyka:)  katoliccy duchowni są autorytetem moralnym.
        A teraz przykład z własnego podwórka: nie mogę do dziś zrozumieć sytuacji mojej znajomej, która pozwalała rzucać swym latoroślom kamieniami w błąkającego się, ale zupełnie nieprzejawiającego żadnej agresji psa, wyłącznie dlatego, że dzieci miały się rzekomo bać zwierzęcia. Zadziwiający motyw działania i niepojęta nauka: zamiast tłumaczyć, że nie należy się bez przyczyny bać, strach ten został przez matkę spotęgowany, a ponadto pojawiło się przyzwolenie na agresję. Paradoksem jest, że osoba ta nabyła swym dzieciom potem psa, dla zachcianki. I dalej: kolega z pracy chwalił się kiedyś bez nijakich emocji, że z upodobaniem jako dziecko przyglądał się biegającym bez głów kogutom, zabijanym przez swego dziadka (skądinąd - rzeźnika), śmiejąc się z fantastycznego widowiska. Brak słów...    
      Chciałabym wobec tego niczym mentor z ambony wykrzyczeć: bądźmy wrażliwi na otaczające nas zło, uwrażliwiajmy od małego nasze dzieci na problematykę traktowania zwierząt, reagujmy na to, co się wokół nas dzieje! Nie oszukujmy się, dzieci czerpią wzorce z dorosłych, rodziców, najbliższego otoczenia. Niejednokrotnie z przejawami "niewinnego" dręczenia zwierząt przez nasze pociechy mamy do czynienia we własnych domach i znajomych podwórkach. Sytuacje takie nie biorą się znikąd! Reagujmy zatem, kiedy jest jeszcze nadzieja na moderowanie zachowań dzieciaków. Jeśli jednak będziemy milczeć, gdy nasze dzieci przeganiają pieski rzucając w nie kamyczkami, czy uczą pływać małe kociaki, nie udawajmy zdziwienia wówczas, gdy z powodu haniebnych i niewiarygodnych czasem szkolnych praktyk rozpasanej młodzieży wieszają się wrażliwsze nastolatki.
        ...A zwierzęta domowe, psy, wierni przyjaciele, związały swój los z człowiekiem, niejednokrotnie służą mu pomocą w codziennym życiu, czasem ratują go z opresji. Jaki dysonans jest pomiędzy miłośnikami zwięrząt, a tymi tylko, co tę miłość udają, wreszcie zaś tymi, których inaczej jak zwyrodnialcami nazwać się nie da...
       Kiedyś opowiem historię o psie, który znalazł w akcji ratowniczej zwłoki człowieka, ale przemilczały ten temat lokalne media tylko dlatego, że człowiek ów był duchownym, który popełnił samobójstwo, na skutek wielorakich problemów, niekoniecznie duchowych...
Lady B.
            

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz